Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0578.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gdy Zbyszko z kolei objął jej nogi, mówiła, pochylając się ku niemu:
— Czemu się zaś nie radujesz? Raduj się i dziękuj Bogu, bo jeśli cię Bóg w miłosierdziu swem wyzuł z tej obierży, to cię i dalej nie opuści i do szczęśliwości doprowadzi.
A Zbyszko odrzekł:
— Jakoże mam się radować, Miłościwa Pani? Dał ci mi Bóg zwycięstwo i pomstę nad onym Krzyżakiem, ale Danuśki jako nie było, tak i nie ma — i nie bliżej mi do niej teraz niż przedtem.
— Najzawziętsi nieprzyjaciele, Danveld, Godfryd i Rotgier nie żyją — odpowiedziała księżna — a o Zygfrydzie mówią, iż sprawiedliwszy od nich, choć okrutny. Chwalże miłosierdzie Boskie i za to. A mówił mi także pan de Lorche, że jeśli Krzyżak legnie, to on ciało jego odwiezie, a potem wraz do Malborga pojedzie i u samego Wielkiego Mistrza o Danuśkę się upomni. Jużci nie ośmielą się Wielkiego Mistrza nie posłuchać.
— Daj Bóg zdrowie panu de Lorche — rzekł Zbyszko — i ja z nim pojadę do Malborga.
A księżna przestraszyła się tych słów, jak gdyby Zbyszko rzekł, że bezbronny pójdzie między wilki, które zbierały się zimą w stada w głębokich borach Mazowsza.
— Po co? — zawołała. — Na zgubę pewną? Zaraz po spotkaniu nie pomoże ci ni de Lorche, ni te listy, które Rotgier pisał przed walką. Nie zratujesz nikogo, a zgubisz siebie.
Lecz on wstał, złożył w krzyż dłonie i rzekł: