Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0650.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jednak porzucił tę myśl: „Wilkowie będą jej strzegli, ale za to Cztan będzie tem bardziej nastawał. Bóg wie, kto kogo zmoże, a rzecz pewna, że zdarzą się bitki i napaści, w których ucierpieć mogą Zgorzelice, Zychowe sieroty i sama nawet dziewczyna. Wilkom pilnować samego Bogdańca będzie łatwiej, a dla dziewki lepiej, w każdym razie, by była zdala od tych dwóch zabijaków i zarazem blizko bogatego opata.“ Maćko wcale nie wierzył w to, by Danusia mogła wyjść żywo z rąk krzyżackich, więc nie wyzbył się jeszcze nadziei, że gdy zczasem Zbyszko wróci wdowcem, wówczas niechybnie poczuje ku Jagience wolę Bożą.
— Hej, mocny Boże! — mówił sobie: — żeby tak mając Spychów, jeszcze potem Jagienkę wziął z Moczydołami i z tem, co jej opat ostawi, nie pożałowałbym i kamienia wosku na świece!
Na podobnych rozmyślaniach prędko zeszła mu droga z Brzozowej, jednakże przybył do Bogdańca późną już nocą i zdziwił się, ujrzawszy mocno oświecone błony okien. Parobcy też nie spali, bo zaledwie wyjechał na oborę[1], wybiegł ku niemu stajenny.
— Goście jakowiś, czy co? — zapytał Maćko, zsiadając z konia.

— Jest panicz ze Zgorzelic z Czechem — odrzekł stajenny.

  1. W dawnym języku: miejsce oborane — dziedziniec.