Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0656.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

podróży, jakeśmy mogli, bo był mdły bardzo, i baliśmy się, że i mili żyw nie ujedzie. Ale przeciwić mu się nie łatwo, więc szpylmany wymościli wóz i powieźli go, daj Boże szczęśliwie.
— Gdyby on był zmarł gdzie blizko Sieradza, to bylibyście przecie słyszeli — rzekł na to Maćko.
— Bylibyśmy słyszeli — odparł staruszek: — to też tak myślim, że nie zamarł i że przynajmniej do Łęczycy ostatniej pary nie puścił, ale co się dalej mogło przygodzić, nie wiemy. — Jeśli pojedziecie za nim, to się po drodze dowiecie.
Maćko zatroskał się temi wiadomościami i udał się na naradę do Jagienki, która już przez Czecha dowiedziała się, dokąd opat wyjechał.
— Co robić? — zapytał jej — i co z sobą uczynisz.
— Pojedziecie do Płocka, a ja z wami — odrzekła krótko.
— Do Płocka! — zawtórowała jej cienkim głosikiem Sieciechówna.
— Patrzcie, jako to się rządzą! Tak ci odrazu do Płocka, jak sierpem rzucić?
— A jakoże mi samej z Sieciechówną wracać? Miałabym z wami dalej nie jechać, to lepiej było wcale nie wyjeżdżać. Zali nie myślicie, że tamci się gorzej jeszcze rozsierdzili i zawzięli?
— Wilkowie cię przed Cztanem obronią.
— Boję ja się tak samo Wilkowej obrony,