Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0677.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zła wieść łatwoby dech w dziewce zaprzeć mogła. Przybywszy do domu, zastał już obie ubrane, nawet przystrojone i wesołe, jak gajówki, więc siadłszy na zydlu, zawołał na tkackich czeladników, by mu misę grzanego piwa przynieśli, poczem nachmurzywszy surowe i bez tego oblicze, rzekł:
— Słyszysz, jako w mieście dzwonią? Zgadnijże, dlaczego dzwonią, boć przecie nie niedziela, a jutrznię przespałaś. Chciałabyś widzieć opata?
— Pewnie, żebym chciała — rzekła Jagienka.
— No, to tak go zobaczysz, jak króla Ćwieka.
— Zaśby pojechał gdzie dalej?
— Już-ci, że pojechał. A to nie słyszysz, że dzwonią?
— Pomer? — zawołała Jagienka.
— Zmów wieczny odpoczynek.
Więc natychmiast uklękły obie z Sieciechówną i poczęły mówić wieczny odpoczynek dźwięcznymi, jak dzwonek, głosami. Poczem łzy ciurkiem jęły płynąć po twarzy Jagienki, bo bardzo kochała opata, który choć zapalczywy z ludźmi, krzywdy nie wyrządzał nikomu, a dobro obu rękoma czynił, ją zaś, która była jego chrzestniczką, miłował jak córkę rodzoną.
Maćko, wspomniawszy, że to był jego i Zbyszków krewny, wzruszył się także i nieco zapłakał, a dopiero, gdy im część boleści łzami