Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0678.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

spłynęła, zabrał Czecha i obie dziewczyny na pogrzeb do kościoła.
Pogrzeb był wspaniały. — Prowadził kondukt sam biskup Jakób z Kurdwanowa, byli wszyscy księża i wszyscy mnisi, w Płocku konwenty mający, bito we wszystkie dzwony, mówiono mowy, których nikt prócz duchownych nie rozumiał, bo je mówiono po łacinie, poczem wrócili duchowni i świeccy na ucztę obfitą do biskupa.
Poszedł na nią Maćko, wziąwszy ze sobą dwóch pacholików, gdyż jako krewny zmarłego i znajomy biskupa miał wszelkie prawo. Biskup też przyjął go, jako krewnego nieboszczyka chętliwie i z odznaczeniem, lecz zaraz przy przywitaniu rzekł mu:
— Są tu jakoweś bory dla was Gradów z Bogdańca zapisane, ale co ostaje, a na klasztory i na opactwo nie idzie, oto ma być krześniaczki jego, niejakiej Jagienki ze Zgorzelic.
Maćko, który się niewiele spodziewał, rad był i z borów, biskup zaś nie zauważył, że jeden z pacholików starego rycerza podniósł na wzmiankę o Jagience ze Zgorzelic zroszone, jak chabry, oczy w górę i rzekł:
— Bóg mu zapłać, — ale wolałabym, by żył.
Więc Maćko zwrócił się i rzekł rozgniewany.
— Cichaj, bo wstydu sobie narobisz.
Lecz nagle urwał, w oczach błysnęło mu zdu-