Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0681.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chorym będąc, wieczorem, a o świtaniu już ją wzięli!
— I myślicie, że Krzyżacy? Bo u nas powiadali o zbójach, którzy Krzyżaków zwiedli, inną dziewkę im oddając. Mówili też o Jurandowem pisaniu...
— To już nie ludzkie sądy rozstrzygnęły, jeno Boski. Wielki to był, prawią, rycerz ten Rotgier, który najtęższych zwyciężał, a przecie z ręki dzieciucha poległ.
— No, taki to dzieciuch — rzekła, uśmiechając się, księżna — co mu przezpieczniej w drogę nie włazić. Krzywda jest — prawda! I słusznie się krzywdujecie, a jednako z tamtych czterech trzech już nie żywie, a ten stary, który ostał, ledwie także, jako słyszałam, wydarł się śmierci.
— A Danuśka? a Jurand? — odrzekł Maćko — gdzież oni są? Bóg też wie, czy i ze Zbyszkiem co złego się nie stało, któren do Malborka pojechał.
— Wiem, ale Krzyżacy nie tak prawi psubraci, jako myślicie. W Malborku przy boku mistrza i jego brata Ulryka, który jest człowiek rycerski, nic się złego bratankowi waszemu stać nie mogło, który przecie miał pewnikiem i listy od księcia Janusza. Chyba, że tam jakiego rycerza pozwał i poległ, bo w Malborku, siła zawsze najsławniejszych rycerzy ze wszystkich stron świata przebywa.
— Ej, nie bardzo już się tam tego boję —