Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0685.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakiż powód skłania was, panie, do odwiedzenia naszej pobożnej i skromnej stolicy?
— Uczciwy powód i pobożny powód — odrzekł, wznosząc źrenice, Maćko. — Gdybyż było inaczej, nie uręczałaby za mną miłościwa księżna. — Ale prócz ślubów pobożnych, chciałbym też i Mistrza waszego poznać, któren pokój na ziemi czyni, a jest najsławniejszym na świecie rycerzem.
— Za kogo księżna miłościwa, pani wasza i dobrodziejka, uręcza, ten nie będzie narzekał na naszą ubogą gościnność; wszelako co do Mistrza, trudno będziecie go mogli obaczyć, bo przed miesiącem już do Gdańska wyjechał, a ztamtąd miał do Królewca i dalej ku granicy ruszyć, gdyż choć miłośnik pokoju, musi przecie od zdradzieckich Witoldowych zapędów dziedziny zakonnej bronić.
Usłyszawszy to, Maćko zafrasował się tak widocznie, że Lichtenstein, przed którego oczyma nie nie mogło się ukryć, rzekł:
— Widzę, że równą mieliście chęć poznać Wielkiego Mistrza, jak dopełnić ślubów zakonnych.
— Miałem ci ja, miałem! — odrzekł prędko Maćko. — Więc to już wojna z Witoldem o Żmujdź pewna?
— Sam ją rozpoczął, podając wbrew przysięgom pomoc buntownikom.
Nastała chwila milczenia.
— Ha! niech ta Bóg szczęści Zakonowi,