Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0712.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak-że powiadał? To pewno ku wschodnim komturyom wyjechał, ale tam teraz wojna.
— Wiedział, że wojna, i dla tego do kniazia Witolda pociągnął. Powiadał, iż prędzej przez niego coś przeciw Krzyżakom wskóra, niż przez samego króla.
— Do kniazia Witolda! — zawołał, zrywając się Maćko.
Poczem zwrócił się do Jagienki:
— Widzisz, co to rozum! Nie gadał-żem tego samego? Przepowiedziałem, jako żywo, że przyjdzie nam iść do Witolda...
— Zbyszko miał nadzieją — ozwał się ksiądz Kaleb, iże Witold do Prus wtargnie i tamtejszych zamków będzie dobywał.
— Jeśli mu dadzą czas, to i nie omieszka — odparł Maćko. — No! chwalić Boga, wiemy przynajmniej, gdzie Zbyszka szukać.
— To i trzeba nam zaraz ruszyć! — rzekła Jagienka.
— Cichaj! — zawołał Maćko. — Nie przystoi pachołkom z radami się odzywać.
To rzekłszy, spojrzał na nią znacząco, jakby przypominając jej, że jest pachołkiem, a ona opamiętała się i umilkła.
Zaś Maćko pomyślał chwilę i rzekł:
— Już-ci Zbyszka teraz najdziem, bo pewnie nie gdzieindziej, tylko przy boku kniazia Witolda będzie, ale trzebaby też wiedzieć, czy to on ma jeszcze czego po świecie szukać, prócz tych łbów krzyżackich, które ślubował.