Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0739.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Boże błogosław tobie i obudwom tamtym rycerzom, obyście w zdrowiu wrócili i dziecko przywieźli, na którą to intencję będę każdego dnia po nieszporach aż do perwszej gwiazdy krzyżem leżał.
— Dziękuję wam, ojcze, za błogosławieństwo — odrzekł Hlawa. — Nie łatwo to ochwiarę z tamtych dyabelskich rąk żywą wydobyć, ale przecie wszystko w ręku Pana Jezusowych, i lepsza nadzieja, niż smutek.
— Już ci lepsza, przeto jej nie tracę. Tak... żywię nadzieję, chociaż serce i trwogi nie próżne... Najgorzej, że sam Jurand, byle jej imię wspomnieć, zaraz ku niebiosom palce prostuje, jakby ją tam już widział.
— Jako-że ją może widzieć, oczu stradawszy?
A ksiądz zaczął mówić nawpół do Czecha, nawpół do siebie:
— Bywa tak, że gdy komu ziemskie oczy zagasną, ten właśnie widzi to, czego inni dojrzeć nie potrafią. Bywa tak, bywa! Ale i to się rzecz niepodobna widzi, by Bóg dopuścił krzywdy takiego jagniątka. Bo i cóż ona choćby Krzyżakom zawiniła? Nie! A niewinne to ci było jak lelia Boża, a miłe ku ludziom, a jako ta ptaszyna polna śpiewające! Bóg dzieci miłuje i nad męką ludzką ma litość. Ba! jeśli ją zabili, to ją może i wskrzesi, jako Piotrowina, który wstawszy z grobu, długie potem roki gospodarzył.... Jedź w