Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0762.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łoby mi się co złego, jeno, żem z listem od księcia przyjechał, i pan Lorche, którego oni szanują, od ich złości mnie bronił. Ale potem przyszły uczty i gonitwy, w których Pan Jezus mi pobłogosławił. Toście słyszeli, że mnie brat mistrzów Ulryk, pokochał, dał mi rozkaz od samego mistrza na piśmie, aby mi Danuśkę wydali.
— Powiadali nam ludzie — rzekł Maćko — iże popręg mu pękł przy siodle, co ty widzący, nie chciałeś na niego uderzać.
— Jużci podniosłem kopię w górę a on mnie od tej pory pokochał. Hej, miły Boże! srogie mi pisma dali, z któremi mogłem od zamku do zamku jeździć i szukać. Już myślałem, że koniec mojej biedy i mego frasunku — a teraz, ot, tu siedzę, w dzikiej stronie, bez rady nijakiej, w strapieniu i w smutku, a codzień ci mi gorzej i tęskniej...
Tu umilkł na chwilę, poczem rzucił z całej mocy wiórem w ogień, aż iskry posypały się z płonących głowni, i rzekł:
— Bo jeśli ta nieboga jęczy tu gdzie w jakim zamku, a myśli, żem jej zabaczył, to niechby mnie nagła śmierć nie minęła!
I tyle w nim się widocznie zapiekło zniecierpliwienia i bólu, że jął znów rzucać wiórami w ogień, jak gdyby nagłym ślepym bólem uniesion, a oni zdumieli się bardzo, nie przypuszczali bowiem, żeby tak kochał Danuśkę.
— Pohamuj się! — zawołał Maćko. — Jakoże by-