Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0763.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ło z onym glejtem? Zali komturowie nie chcieli rozkazów mistrza słuchać?
Zbyszkowi zaś łzy błysły w źrenicach, ale uspokoił się nieco i rzekł:
— Otwierali odmieńce zamki i więzienia. Byłem wszędy, szukałem! Aż wybuchła ta wojna — i w Gierdawach powiedział mi wójt von Hiedeck, że wojenne prawo inne, i że glejty, wydane w czasie pokoju, nic nie znaczą. Pozwałem go zara ale nie stanął, i z zamku mnie wyżenąć kazał.
— A w innych? — spytał Maćko.
— Wszędy to samo. W Królewcu komtur, który jest zwierzchnikiem gierdawskiego wójta, nie chciał nawet czytać mistrzowskiego pisma, mówiąc, że wojna wojną — i głowę, póki cała, kazał mi precz unosić. Pytałem i gdzieindziej — wszędy to samo.
— To teraz rozumiem — rzekł stary rycerz. — Widząc, że nic nie wskórasz, wolałeś tu przyjść, gdzie chociaż pomsta może się zdarzyć.
— Tak jest — odpowiedział Zbyszko. — Myślałem także, że jeńców nabierzem a może zamków kilka ogarniem, ale oni nie umieją zamków zdobywać.
— Hej, przyjdzie sam kniaź Witold, to będzie inaczej.
— Daj go Bóg!
— Przyjdzie. Słyszałem na mazowieckim dworze, że przyjdzie, a może i król z nim razem z całą potęgą polską.
Lecz dalszą rozmowę przerwało im przyjście