Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0788.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sto ciała poległych. Doświadczony Maćko, wywnioskował z tego, że część Krzyżaków zdołała się nawet wycofać z pogromu.
Czy Skirwoiłło ścigał ich, czy nie, trudno było odgadnąć, gdyż ślady były błędne i zatarte jedne przez drugie. Wywnioskował jednakie również Maćko, że bitwa odbyła się dość dawno, wcześniej może od Zbyszkowej, albowiem trupy były poczerniałe i wzdęte, a niektóre nadżarte już przez wilki, które pierzchały w gąszcz za zbliżeniem się zbrojnych mężów.
Wobec tego postanowił Zbyszko nie czekać na Skirwoiłłę i wrócić na dawne, bezpieczne obozowisko. Przybywszy późną nocą, znalazł już tam żmujdzkiego wodza, który przyciągnął nieco wcześniej. Ponurą zwykle twarz jego rozświecała tym razem złowroga radość. Zaraz począł rozpytywać o bitwę, a dowiedziawszy się o zwycięstwie, rzekł głosem, do krakania kruka podobnym:
— Z ciebiem rad i z siebiem rad. Nie prędko przyjdą posiłki, a jeśli kniaź wielki nadejdzie, będzie też rad, bo zamek będzie nasz.
— Kogoś wziął z jeńców? — spytał Zbyszko.
— Płoć jeno, żadnej szczuki. Była jedna, było dwie, ale uszły. Zębate szczuki! Ludzi nacięły i uszły.
— Mnie Bóg zdarzył jednego — odrzekł młodzian.— Możny to rycerz i znamienity, chociaż świecki — gość.