Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0808.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w kościach żywie. Ale ty sobie zbyt nie ufaj, bo tamten ma być wielkolud.
— O wa! Obaczym! — odparł Zbyszko.
— Krzepkiś jest, tego nie przeczę, ale przecie są tężsi od ciebie. Zaliś to zabaczył o tych naszych rycerzach, którycheśmy w Krakowie widzieli? A panu Powale z Taczewa dałbyś rady? A panu Paszkowie Złodziejowi z Biskupic, a tembardziej Zawiszy Czarnemu? co? Nie pusz zbytnio i bacz, o co chodzi.
— Rotger też był nie ułomek — mruknął Zbyszko.
— A dla mnie znajdzie się robota? — spytał Czech.
Lecz nie otrzymał odpowiedzi, gdyż myśl Maćka była zajęta czem innem.
— Jeśli nam Bóg pobłogosławi — rzekł — to byle się potem do puszcz mazowieckich dostać! Tam już będziemy przezpieczni, i raz się skończy.
Lecz po chwili westchnął, pomyślawszy zapewne, że i wówczas jeszcze nie wszystko się skończy, trzeba bowiem będzie coś zrobić z nieszczęsną Jagienką.
— Hej! mruknął, dziwne są wyroki Boskie. Nieraz ja o tem myślę, czemu też to nie przypadło na cię spokojnie się ożenić, a mnie spokojnie przy was siedzieć... Bo przecie najczęściej tak bywa — i śród wszystkiej ślachty w naszem Królestwie my jedni tylko włóczym się, ot, po różnych krajach i wertepach, miast doma gospodarzyć po Bożemu.