Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0815.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

aby broń Boże, który z rumaków nie zarżał. Pięciu pozostałym rzekł Maćko:
— Będzie tam dwóch masztalerzy i Sanderus, których w mig mi powiążecie, a gdyby który zbrojny był i chciał się bronić, to go w łeb.
I ruszyli zaraz naprzód. Po drodze szepnął jeszcze Zbyszko stryjcowi:
— Bierzcie starego Zygfryda, a ja Arnolda.
— Pilnuj się jeno! — odpowiedział stary.
I mrugnął na Czecha, dając mu do zrozumienia, aby w każdej chwili gotów był nieść pomoc swemu panu.
Ów zaś skinął głową, że tak i będzie, przyczem nabrał tchu w piersi i zmacał, czy miecz łatwo mu wychodzi z pochew.
Lecz Zbyszko spostrzegł to i rzekł:
— Nie! Tobie rozkazuję ku kolebce zaraz skoczyć i nie odstępować jej ni piędzią podczas bitki.
Szli szybko i cicho, ciągle wśród leszczynowej gąstwy, ale nie szli już daleko, gdyż najwyżej po dwóch stajaniach zarośla urwały się nagle okalając małą polankę, na której widać było wygasłe kopce smolarskie i dwie ziemne chaty, czyli numy, w których zapewne mieszkali smolarze, dopóki nie wygnała ich ztąd wojna. Zachodzące słońce oświecało ogromnym blaskiem łąkę, kopiec i obie stojące daleko od siebie numy. Przed jedną z nich siedziało na kłodzie dwóch rycerzy, przed drugą — barczysty, czerwonowłosy prostak i Sanderus. Ci obaj zajęci byli wycieraniem