Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0817.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

młodzian nieco w górę, ale ów podniósł go jeszcze wyżej, i zebrawszy wszystkie siły, chciał grzmotnąć nim o ziemię, tak, aby więcej nie powstał.
Lecz Zbyszko ścisnął go również z tak okrutnym wysiłkiem, że aż oczy Niemcu krwią zaszły, poczem wsunął mu nogę między kolana, uderzył w zgięcie i zwalił na ziemię.
Zwalili się raczej oba, młodzian jednakie padł pod spód, ale w tej chwili baczny na wszystko Maćko, rzucił nawpół zgniecionego Zygfryda w ręce pachołkom, sam zaś ruszył ku leżącym, w mgnieniu oka skrępował pasem nogi Arnolda, poczem skoczył, siadł na nim jak na zabitym dziku i przyłożył mu ostrze mizerykordyi do karku.
Ów zaś krzyknął przeraźliwie, i ręce osunęły mu się bezwładnie ze Zbyszkowych boków, a potem począł jęczeć, nie tyle od ukłócia, ile dla tego, że nagle uczuł okrutny i niewypowiedziany ból w plecach, w które otrzymał był uderzenie maczugą jeszcze podczas bitwy ze Skirwoiłłą.
Maćko chwycił go obu rękoma za kołnierz i ściągnął ze Zbyszka, a Zbyszko przypodniósł się z ziemi i siadł, poczem chciał wstać i nie mógł, więc siadł znowu i przez dłuższą chwilę siedział bez ruchu. Twarz miał bladą i spotniałą, oczy krwią nabiegłe i posiniałe usta — i spoglądał przed się jakby nie całkiem przytomnie:
— Coć jest? — zapytał z niepokojem Maćko.
— Nic, jenom utrudzon bardzo. Pomóżcie mi stanąć na nogach.