Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0824.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Bóg, jutro po spoczynku oprzytomnieje, a wy teraz pomyślcie też o jadle i spoczynku.
— Położę się przy progu izby — odrzekł Zbyszko.
— To odciągnę sukę na stronę do tego trupa z ryżemi kudłami, ale teraz musicie jeść, bo droga i trud niemały przed wami.
To rzekłszy, poszedł wydobyć z biesagów wędzone mięsiwo i wędzoną rzepę, w którą zaopatrzyli się na drogę w obozie żmujdzkim, ale zaledwie złożył zapas przed Zbyszkiem, Maćko odwołał go do Arnolda.
— Wymiarkuj-no rzetelnie — odrzekł — czego chce ten waligóra, bo choć niektóre słowa wiem, nijak nie mogę go wyrozumieć.
— Poniosę go, panie, do ogniska, to się tam rozmówicie — odrzekł Czech.
I odpasawszy się przeciągnął pas pod ramionami Arnolda, poczem zadał go sobie na plecy. Zgiął się pod ciężarem olbrzyma mocno, ale chłopem będąc krzepkim, doniósł go do ogniska i rzucił, jak wór grochu, obok Zbyszka.
— Zdejmijcie ze mnie pęta — rzekł Krzyżak.
— Mogłoby to być — odpowiedział przez Czecha stary Maćko — gdybyś na cześć rycerską poprzysiągł, że się za jeńca będziesz uważał. Jednakże i bez tego każę ci wyciągnąć miecz z pod kolan i rozwiązać ręce, abyś mógł siąść przy nas, zaś powrozów na nogach nie popuszczę, póki się nie rozmówim.
I skinął na Czecha, ten zaś przeciął Niem-