Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0828.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech i tak będzie, jak mówisz — przysięgam! Dokąd mnie powiedziecie?
— Na Mazowsze, do Juranda ze Spychowa.
To mówiąc, Maćko rozciął mu sam powróz na nogach, poczem wskazał mięsiwo i rzepę. Zbyszko po niejakim czasie podniósł się i poszedł spocząć u progu chaty, przy którym nie znalazł już służki zakonnej, albowiem poprzednio zabrali ją pachołkowie między konie. Tam położywszy się na skórze, którą mu przyniósł Hlawa, postanowił czekać bezsennie, czy świt jakiej szczęśliwej zmiany w Danusi nie przyniesie.
Czech zaś wrócił do ogniska, gdyż ciążyło mu na duszy coś takiego. o czem chciał pogadać ze starym rycerzem z Bogdańca. Zastał go pogrążonego też w zadumie i nie zważając na chrapanie Arnolda, który po spożyciu niezmiernej ilości wędzonej rzepy i mięsiwa zasnął z utrudzenia snem kamiennym.
— A wy nie spoczniecie, panie? — spytał giermek.
— Sen ucieka mi z powiek — odrzekł Maćko. — Daj Bóg dobre jutro...
I to powiedziawszy, spojrzał ku gwiazdom.
— Wóz widać już na niebie, a ja wciąż rozmyślam, jako to ono wszystko będzie?
— I mnie nie do spania, bo mi panienka ze Zgorzelic w głowie.
— Hej, prawda, nowa bieda! Toć przecie ona w Spychowie.