Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0868.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ktoś ty? — zawołał Zygfryd.
Ow zaś, zamiast odpowiedzieć, pokazał mu zęby i począł głucho warczeć.
Zygfryd zamknął oczy, ale natychmiast usłyszał potężniejszy chrzęst kości i głos, mówiący mu w samo ucho:
— Czas! czas! Spiesz się! Idź!
I odpowiedział:
— Idę!...
Ale odpowiedź ta wyszła z jego piersi tak, jakby ją dał kto inny.
Potem, rzekłbyś, popychany jakąś nieprzepartą zewnętrzną siłą, zsiadł z konia i zdjął z niego wysokie rycerskie siodło, a następnie uzdę. Towarzysze, zsiadłszy także, nie odstąpili go ani na mgnienie oka — i zawiedli ze środka drogi na skraj boru. Tam czarny upiór pochylił mu gałąź i pomógł przywiązać do niej rzemień uzdy.
— Spiesz się! — szepnęła śmierć.
— Spiesz się! — zaszumiały jakieś głosy w wierzchołkach drzew.
Zygfryd, pogrążony jakby we śnie, przewlókł drugi lejc przez sprzążkę, uczynił pętlę — i wstąpiwszy na siodło, które złożył poprzednio pod drzewem, założył ją sobie na szyję.
— Odepchnij siodło!... Już! Aa!
Trącone nogą siodło potoczyło się o kilka kroków — i ciało nieszczęsnego Krzyżaka zawisło ciężko.
Przez jedno mgnienie oka wydało mu się, że słyszy jakiś chrapliwy, stłumiony ryk, i że ów