Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0904.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cać pytaniami Tolimę, jak człowiek, który własnym uszom nie wierzy i chce, by mu powtórzono nieprawdopodobną nowinę.
Tolima jednak nie umiał mu nic powiedzieć nad to, co poprzodnio powiedział, ale natomiast poszedł na zamek szukać giermka, i niebawem, jeszcze przed zachodem słońca, z nim powrócił. Czech witał młodego pana z radością, ale i ze smutkiem, bo się już był poprzednio o wszystkiem co zaszło w Spychowie dowiedział. A Zbyszko również rad mu był z całej duszy, czując, iż to jest serce przyjazne i wierne, jedno z takich, jakich człowiek w nieszczęściu najbardziej potrzebuje. Rozrzewnił się też i rozkwilił, opowiadając mu o śmierci Danusi, i podzielił się z nim bolem, żalem, łzami, tak właśnie, jak brat dzieli się z bratem. Długo to wszystko trwało, zwłaszcza, że w końcu, na prośbę Zbyszkową, powtórzył im pan de Lorche ową pieśń żałosną, którą był o zmarłej ułożył i śpiewał ją przy cytrze, w otwartem oknie, podnosząc oczy ku gwiazdom.
A gdy już im wreszcie znacznie ulżyło, poczęli mówić o sprawach, które czekały ich w Płocku.
— Wstąpiłem tu po drodze do Malborga — rzekł Zbyszko — bo to wiesz, że stryj Maćko w niewoli i że po niego z okupem jadę.
— Wiem — odparł Czech. — Dobrzeście zrobili, panie. Chciałem sam do Spychowa jechać, aby wam drogę na Płock doradzić; król w Ra-