Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0927.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

da, wracano przeto zwykle parami, a że nie chodziło o to żadnej parze, by być zbyt blizko drugiej, więc można się było rozmówić swobodnie. Jagienka dowiedziała się już poprzednio o Maćkowej niewoli od Czecha i nie straciła czasu. Na jej prośbę dała księżna list do mistrza, a prócz tego wymogła, że nadmienił o tem i komtur toruński von Wenden w piśmie, w którem zdawał sprawę z tego, co w Płocku się dzieje. Chwalił się on sam przed księżną, iż dopisał, że: „chcąc króla udobruchać, nie można mu w tej sprawie czynić trudności.“ A mistrzowi chodziło wielce w tej chwili o to, aby jak najprędzej potężnego władcę udobruchać i z całkowitem bezpieczeństwem obrócić wszystkie siły na Witolda, z którym Zakon istotnie nie umiał sobie dotychczas dać rady.
— I tak, com mogła, tom wskórała, bacząc, aby zaś nie było mitręgi — kończyła Jagienka. — A że król, nie chcąc siestrze w wielkich sprawach ustąpić, będzie się pewnie starał wygodzić jej choć w mniejszych, przeto mam jako najlepszą nadzieję.
— Żeby nie z tak zdradliwymi ludźmi sprawa — odpowiedział Zbyszko — tobym po prostu odwiózł okup, i na temby się skończyło, z nimi wszelako może się przygodzić, jako się Tolimie przygodziło, że i pieniądze zagrabią, i temu, co je przywiózł, nie przepuszczą, jeśli za nim jakowaś potęga nie stoi.
— Rozumiem — odrzekła Jagienka.