Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0937.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwili zaś dodał:
— Komtur toruński von Wenden przyjechał wczoraj, a dziś w wieczór pojedziecie do niego na noc, z mistrzem i mistrzowym orszakiem.
— A potem do Malborga?
— A potem do Malborga.
Tu kniaź Jamont począł się śmiać:
— Niedaleka to będzie droga, ale kwaśna, bo nic od króla nie potrafili Krzyżacy uzyskać, a z Witoldem nie będą mieli też uciechy. Zebrał ci on pono całą potęgę litewską i na Żmujdź idzie.
— Jeśli go król wspomoże, to będzie wielka wojna. — Proszą o to Pana Boga wszyscy nasi rycerze. Ale choćby król z żalu nad krwią krześciańską wielkiej wojny nie uczynił, wspomoże Witolda zbożem i pieniędzmi, a nie bez tego także, aby coś polskich rycerzy na ochotnika do niego nie poszło.
— Jako żywo — odpowiedział Zbyszko. — A może za to sam Zakon wypowie królowi wojnę?
Ej, nie! — odpowiedział kniaź — póki dzisiejszy mistrz żyje, nie będzie tego.
I miał słuszność.
Zbyszko znał już mistrza dawniej, ale teraz, po drodze, do Malborga, będąc razem z Zyndramem z Maszkowa i z Powałą prawie ciągle przy jego boku, mógł mu się lepiej przypatrzeć i lepiej go poznać. Owóż ta podróż utwierdziła