Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0958.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

im wykupu było żal, bo jak wiesz, pieniądz im nawet i od pomsty wdzięczniejszy, a powtóre też chcieli mieć w ręku dowód, że król Polaków poganom w pomoc posyła. Bo, że Żmujdzini niebożęta proszą się o chrzest, byle nie z ich rąk, to my wiemy, którzyśmy tam byli, ale Krzyżacy udają, że nie wiedzą, i skarżą ich po wszystkich dworach, a z nimi razem i naszego króla.
Tu porwała Maćka zadyszka, tak, że musiał na chwilę umilknąć i dopiero odsapnąwszy, mówił dalej:
— I byłbym może skapiał w podziemiu. Wstawiał ci się za mną wprawdzie Arnold von Baden, któremu też o okup chodziło. Ale on nie ma między nimi nijakiej powagi, i nazywają go niedźwiedziem. Szczęściem, de Lorche dowiedział się od Arnolda i okrutnego zaraz narobił warchołu. Nie wiem, czy ci o tem powiadał, bo on rad kryje swoje dobre uczynki... Jego oni tu to za coś mają, bo już jeden de Lorche wielkie niegdyś w Zakonie piastował godności, a ten jest znamienitego rodu i bogacz. Mówił im tedy, że sam jest naszym jeńcem i że gdyby mi tu gardło wzięli, albo gdybym skapiał z głodu i wilgotności, to ty jemu szyję utniesz. Groził ci kapitule, że rozpowie po zachodnich dworach, jak Krzyżacy z pasowanymi rycerzami postępują. Toż zlękli się i wzięli mnie do lazaretu, gdzie i powietrze i strawa lepsza.
— Od Lorchego jednej grzywny nie wezmę, tak mi dopomóż Bóg.