Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0969.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Potykaliście się kiedy w szrankach?
— Jużci i nieraz — odrzekł Maćko.
— To jakże myślicie? Nie zwali ci się z konia przy pierwszem starciu rycerz, choćby najmocniejszy, ale taki, który ma poderżnięty poprąg u siodła i strzemiona?
— Jako żywo!
— No, to widzicie: Zakon, to taki rycerz.
— Prze Bóg! — zawołał Zbyszko. — I w książce nic lepszego nie wyczytasz.
A Maćko wzruszył się i rzekł nieco drżącym głosem:
— Bóg wam zapłać. Na waszą głowę, panie, chyba umyślnie płatnerz musi hełm robić, bo gotowego na nią nigdzie niemasz.

VIII.

Obiecywali sobie Maćko i Zbyszko wyjechać zaraz z Malborga, ale tego dnia, w którym tak bardzo pokrzepił ich duszę Zyndram z Maszkowic, nie wyjechali, gdyż był na Wysokim zamku obiad a potem wieczerza na cześć posłów i gości, na którą Zbyszko był zaproszon jako królewski rycerz, a dla Zbyszka i Maćko. Obiad odbywał się w mniejszem gronie, we wspaniałym wielkim refektarzu, który oświecało dziesięć okien, a którego palczaste sklepienie wspierało się, rzadko widzianym kunsztem budowniczym, tylko na jednym słupie. Prócz królewskich rycerzy zasiadł do stołu z obcych tylko jeden graf szwabski i jeden burgundzki, który lubo bogatych wład-