Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0979.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

później, ujrzawszy Jagienkę, pochylił się nagle do jej kolan i, objąwszy je, zawołał:
— Bóg-że ci zapłać za twoją poczciwość i za one kwiecie dla Danuśki.
I to rzekłszy, rozpłakał się rzewnie, a ona objęła mu rękoma głowę jak siostra, która pragnie kwilącego brata utulić i rzekła:
— Oj, mój Zbyszku, rada by ja cię bardziej pocieszyć!
Poczem łzy obfite puściły się i jej z oczu.

X.

Jurand umarł w kilka dni później. Przez cały tydzień odprawiał ksiądz Kaleb nabożeństwa nad jego ciałem, które nie psuło się wcale — w czem wszyscy cud Boży widzieli — i przez cały tydzień roiło się od gości w Spychowie. Potem przyszedł czas ciszy, jak zwykle bywa po pogrzebie. Zbyszko chadzał do podziemia, a czasem też z kuszą do boru, z której zresztą nie strzelał do zwierza, jeno chodził w zapamiętaniu, aż wreszcie pewnego wieczoru przyszedł do izby, w której dziewczyny siedziały z Maćkiem i Hlawą — i niespodzianie rzekł:
— Posłuchajcie, co powiem! Nie służy smutek nikomu, a przez to lepiej wam do Bogdańca i do Zgorzelic wracać, niżeli tu w smutku siedzieć!
Nastało milczenie, wszyscy bowiem odgadli,