Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1009.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Niektórzy pewni byli, że Jagiełło przyjdzie w pomoc stryjecznemu bratu, i że walnej wyprawy przeciw Zakonowi rychło patrzeć. Rycerstwo rwało się do niej, a po wszystkich siedzibach szlacheckich powtarzano sobie, że i znaczna liczba panów krakowskich, zasiadających w królewskiej radzie, przechyla się na stronę wojny, mniemając, że raz trzeba skończyć z tym nieprzyjacielem, który nigdy nie chciał poprzestać na swojem, a o zagrabieniu cudzego myślał nawet wówczas, gdy ogarniała go bojaźń przed potęgą sąsiedzką. Lecz Maćko, który był człowiekiem rozumnym, a jako bywalec widział i poznał wiele, nie wierzył w blizką wojnę i tak nieraz o tem mówił do młodego Jaśka ze Zgorzelic i do innych sąsiadów, których w Krześni spotkał:
— Póki mistrz Konrad żywie, nie będzie z tego nic, bo on mądrzejszy od innych i wie, że nie byłaby to zwyczajna wojna, ale jakoby rzeź: „twoja albo moja śmierć!“ I do tego, on, znając moc królewską, nie dopuści.
— Ba! a jeśli król pierwszy wojnę wypowie? — pytali sąsiedzi.
Lecz Maćko kręcił głową:
— Widzicie... zblizka ja się wszystkiemu przypatrywał i niejednom potrafił wymiarkować. Żeby to był król z naszego dawnego rodu, królów od wiek wieków chrześciańskich, toby może i pierwszy na Niemców uderzył. Ale nasz Władysław Jagiełło (nie chcę ja mu czci uszczknąć, bo zacny to pan, którego niech Bóg w zdrowiu