Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

półsłówkami — a trzeciego dnia zachorzał i musiał się położyć.
Pokazało się, że miał zbity lewy bok i złamane dwa żebra, które źle złożone „przeszkadzały“ mu w chodzeniu i oddychaniu. Odezwały się także i te dolegliwości, na które swego czasu cierpiał po wypadku z turem — a do zupełnego poderwania jego sił przyczyniła się i droga ze Spychowa. Nie było to wszystko samo w sobie groźne, bo chłop był młody i niespożyty — jak dąb — ale na razie, ogarnęło go jakieś niezmierne znużenie, jak gdyby wszystkie trudy, które poniósł, teraz dopiero zaczynały mu chodzić po kościach. Z początku myślał Maćko, że po dwóch albo trzech dniach odpoczynku w łożu, wszystko minie, a tymczasem stało się przeciwnie. Nie pomogły żadne smarowania, ani okadzenia ziółmi, które owczarz miejscowy zalecił, ni odwary, przysyłane przez Jagienkę i księdza z Krześni. Zbyszko coraz był słabszy, coraz bardziej znużon i — coraz smutniejszy.
— Co ci jest? możebyś czego chciał? — wypytywał go stary rycerz.
— Niczego nie chcę — i wszystko mi za jedno — odpowiadał Zbyszko.
I w ten sposób upływał dzień za dniem. Jagienka wpadłszy na myśl, że to może jest coś więcej, niżeli zwyczajna „krzypota" — i że młodzian ma chyba jakąś tajemnicę, która go gnębi poczęła namawiać Maćka, aby raz jeszcze popróbował wypytać, coby to mogło być.