Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1017.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Po co? — odpowiedział z pewnem ożywieniem Zbyszko; — ja sam myślałem, że mi ulży! sam myślałem, że i Danuśkę i siebie ucieszę... A potem aże mi się dziwno uczyniło. Wyszedłem z podziemia od tych trucheł, i tak samo mi ciężko było, jako i przedtem. Tak-ci to widać jest, że na nic zbawionym duszom krew ludzka.
— Musiał ci to ktoś powiedzieć, bo sambyś tego nie wymyślił.
— Samem wymiarkował z tego właśnie, że mi się świat nie wydał weselszy potem, niż przedtem. Ksiądz Kaleb tylko mi przytwierdził.
— Zabić nieprzyjaciela na wojnie nie grzech to żaden, ba! nawet chwalebna rzecz, a to przecie nieprzyjaciele naszego plemienia.
— Ja też za grzech sobie tego nie mam i nie żałuję ich.
— Jeno ciągle Danuśki?
— Jużci; jako ją sobie wspomnę, to mi żal. Ale wola Boska! Lepiej jej na dworcu niebieskim i — już ja do tego przywykł.
— To czemu się ze smutków nie otrząśniesz? Czego ci trzeba?
— Bo ja wiem...
— Wypocznienia ci nie brak, a krzypota cię rychło popuści. Idź do łaźni, wykąp się, i wypij łagiewkę miodu na poty — i hoc!
— No i co?
— I wnet wesołości nabierzesz.