Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

słowa, a we dwie niedziele później biskup płocki pobłogosławił nam w kościele.
— Dzieci zaś macie? — zapytał Zbyszko.
— Po wojnie Jagienka wybiera się do grobu waszej królowej Jadwigi, aby ją o błogosławieństwo uprosić — odrzekł, wzdychając de Lorche.
— Dobrze. Powiadają, że to pewny sposób, i że w tych rzeczach nie masz lepszej nad naszą świętą królowę orędowniczki. Walne spotkanie nastąpi za kilka dni, a potem będzie spokój.
— Tak.
— Ale Krzyżacy pewnie cię za zdrajcę poczytają.
— Nie! — rzekł de Lorche. — Wiesz, jako czci rycerskiej przestrzegam. Jeździł Sanderus ze zleceniami biskupa płockiego do Malborga, więc posłałem przez niego pismo do mistrza Ulryka, w którem wypowiedziałem mu służbę i wyłuszczyłem mu przyczyny, dla których po waszej stronie staję.
— Ha! Sanderus! —- zawołał Zbyszko. — Mówił mi, że mu śpiż na dzwonach zbrzydł, i że do żelaza zbudziła się w nim chętka, co mi i dziwne, bo zajęcze zawsze on miał serce.
A pan de Lorche odrzekł:
— Sanderus tyle ma ze stalą, albo z żelazem do czynienia, że mnie i moich giermków goli.
— Tak to? — zapytał rozweselony Zbyszko.
Czas jakiś jechali w milczeniu, poczem de Lorche podniósł oczy ku niebu i rzekł: