Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 016.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Po 10-ej. Kogo upatrywałeś przez okno?
— Wdowy.
— Wdowy? któż to jest?
— Boję się, czy nie chora.
— Znajoma twoja?
— Oczywiście. Gdybym jej nie znał, tobym się nią nie zajmował.
— No, to jasne — odpowiedział Szwarc; chodźmy.
Przycisnął klamkę drzwi: weszli.
Gorąca a dymna atmosfera owiała ich. W perspektywie wnętrza sali widniały rożnego wieku twarze, po części obce dla Szwarca. Między kłębami dymu, zaciemniającemi światło kinkietów i wybuchami śmiechu, błąkały się tony fortepianu, jakby zmęczone a niedbałe; wtórowała im gitara, na której od czasu do czasu brzdąkał wysoki, chudy młodzieniec, z przyciętemi przy samej skórze włosami i szramą na twarzy. Długiemi palcami bałamucił po strunach, a wielkie niebieskie oczy utopił w pułap, utonąwszy w zamyśleniu. Ten, który siedział przy fortepianie, ledwo wyszedł z dzieciństwa; cerę miał mleczną,