Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 026.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż Gustaw?
— Cudów dokazywał. Z nędznemi środkami pozywał Potkańskich — Bóg wie, czy byłby sprawę wygrał, bo to rodzina magnacka, tyle jednak zrobił, że, chcąc uniknąć skandalu, obowiązali się wypłacać wdowie jakąś szczupłą pensyę do śmierci.
— Dzielnie się spisał.
— Ba, ba! Niech go, co za energia! A pamiętaj, że był wtedy pierwszy rok na uniwersytecie, bez znajomych, w obcem mieście, bez środków; ale to tak, mój kochany: bogaty może sobie radzić — biedny musi.
— Ale co miał dla niej za obowiązki?
— Był przyjacielem Potkańskiego, ale to jeszcze mało, kochał ją podobno, nim została jego żoną, trzymał się jednak zdaleka, teraz już się z tem nie kryje.
— A ona?
— E! e! ona od czasu nieszczęść, jakie przeszła, wpadła w zupełne odrętwienie — po prostu zwaryowała. Ani wie, co się z nią dzieje, obojętna na wszystko, zresztą,