Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 049.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

ale jakby z trudnością przychodziło mu wymówić pierwsze słowo, znów zatapiał się w książce. Wreszcie widoczna niecierpliwość wybiła mu na twarz, porwał czapkę ze stołu, wstał i spytał:
— Która godzina?
— Szósta.
— Dlaczego nie wybierasz się do Potkańskiej? Przecież tam do niej codzień chodzisz.
— Szwarc wstał i zwrócił się ku Gustawowi.
— Gustawie, sam i na własne jej żądanie zaprowadziłeś mnie do niej. Mniejsza o to, nie chcę mówić o tem, co dla nas obu byłoby przykre; zresztą, rozumiemy się doskonale. Otóż nie pójdę do Potkańskiej ani dziś, ani jutro, ani nigdy. Masz na to moje słowo i moją rękę.
Stali więc w milczeniu, Szwarc z wyciągniętą naprzód ręką, Gustaw, wahający się i zmięszany drażliwem położeniem, wreszcie ścisnął za rękę Szwarca.
Widocznie słowa obu przychodziły z trudnością; jeden nie umiał zdobyć się