Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 055.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mogę.
— Dokąd idziesz?
— Do Potkańskiej.
— Bądź zdrów!
— Do widzenia!
Gustaw, zostawszy sam, zatarł ręce; na chwilę uśmiech zadowolenia rozjaśnił jego chmurną twarz. Cieszył się z zamknięcia klubu, zniknęła bowiem obawa, że wdowa, dowiedziawszy się o postanowieniu Szwarca, może znów zechce chodzić do klubu, by go tam widywać. Obawa była uzasadniona: Gustaw pamiętał, że mimo próśb i perswazyi, zaledwo tylko obietnicą przyprowadzenia Szwarca do jej mieszkania, mógł ją powstrzymać od tego niestosownego kroku.
Teraz nie miał się już czego obawiać.
Za chwilę pociągnął dzwonek w mieszkaniu wdowy.
— Jak się pani miewa? — spytał służącej.
— Zdrowa, tylko chodzi po pokoju i gada do siebie — odrzekła służąca.
Gustaw wszedł do pokoju.