Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 063.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja pani nie krzywdzę... ale... — tu głos mu zadrżał, Gustaw zrobił wysilenie, żeby jej nie paść do nóg i nie krzyknąć: „ale kocham ciebie! nie dręcz mnie!” — ale... on tu nie zechce przyjść — kończył zaledwie dosłyszalnie.
Dużoby dał, gdyby mógł uniknąć tej chwili.
Helena zakryła twarz rękoma i padła na fotel.
Milczenie panowało znów przez chwilę i słychać było szmer liści za oknem... a tu dusza człowiecza wiła się w walce z sobą. Sprowadzać Szwarca po to, by mu odebrał Helenę, było to dla Gustawa już wyuzdanie nieszczęścia.
Ale walka krótko trwała: ukląkł przy Potkańskiej i, cisnąc jej rękę do ust, mówił przerywanym głosom:
— Zrobię, co będę mógł... Przyjdzie tu!... Co komu do mnie?... Przyjdzie, ale nie mogę powiedzieć kiedy... ja go sam przyprowadzę...
Wkrótce potem, wychodząc z mieszkania wdowy, mruczał przez zaciśnięte zęby: