Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 068.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieli, nie chcieli przeszkadzać młodym. Panienka była nieładna, on uczciwy i pewny człowiek, równoważyło więc to trochę nierówność położenia towarzyskiego. Zresztą nie chcieli syna pozbawić towarzystwa, które ze wszechmiar mogło mu tylko wyjść na korzyść.
Jeszcze jedną dobrą stronę miał ten litwinisko: kochał nad wszystko rodziców swoich, staruszków, jak ich nazywał. Staruszkowie siedzieli na głębokiej Żmujdzi, już bliżej Inflant, byli biedni, syn im pomagał. Ojciec jego był pobereżnikiem w lasach. Chata tam stała nizka, a naokoło szumiał las i bełkotały fale, za lasem i za falą był znowu las i fale — zapadły kąt pojezierski! Dyabeł tam mieszkał, wedle podań miejscowych, ale jakoś nie przeszkadzał staruszkom. Tam to ujrzał światło dzienne Wasilkiewicz.
Chłopakiem będąc, chodził na ryby, tłukł się za kaczkami na pojeziorzu, wybierał gniazda na moczarach. Była to natura zdrowa i dzielna. Wykołysała go przyroda, uczyły go i ptaki i drzewa i fale. Począwszy od paproci leśnej aż do buku,