Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 090.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

zimierz prosił ciebie, byś miał opiekę nademną... więc zaklinam ciebie na imię jego... O Boże, Boże!... Ty nie rozumiesz, że można cierpieć... tyś chyba nigdy nie kochał!
— Ja, pani?... nigdy?... — mówił bardzo cicho Gustaw, a w oczach błyszczała mu boleść prawdziwa. Może ty, pani, prawdę, mówisz... Więc tyś nic nie dostrzegła? niceś nie widziała? Ja sam nie wiem, czym kogo kochał... prócz... Boże, co ja wyrzeknę!... prócz ciebie jednej!
Rzucił się do nóg Heleny.
Nastała wielka cichość. Rzekłbyś, dwoje ludzi skamieniało. Ona przegięta w tył, z rękoma na twarzy, on u nóg jej.
Trwali tak: oboje doszli do zapamiętania, ale największy ból ma chwilę, w której się przesila.
Wkrótce on powstał. Był już inny, był spokojny bardzo. Zbudził ją i począł mówić cichym, przerywanym brakiem oddechu głosem:
— Przebacz mi, Heleno! Nie powinienem był tego robić! ale bo widzisz, cierpiałem od tak dawna. Pierwszy raz... rok