Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 128.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

gustynowicz, wstawaj-no urwisie! mów, co za szatan stujęzyczny zawracał wczoraj przez ciebie głowę jakiejś orzechowej parasolce, co?
— Widziałeś jej oblicze? — pytał Augustynowicz, zmuszając się do westchnienia.
— Widziałem i, na Jowisza, podobne do świeżo wyrwanej rzodkiewki, matka, wyglądała, jak dzieżka kwaśnego mleka. Cóż, zakochałeś się, mój stary?
— Daj pokój, to bardzo bogate kobiety?
— Obie? Ileż ma córka?
— Ktoby tam zliczył taką sumę, a jeszcze będzie bogatsza.
— Bogatsza? o męża i dzieci?
— Nie, ale matka przyjechała w sprawie procesowej, a czy wiesz, kogo procesuje? Naszego sąsiada hrabiego, winien jej kilka tysięcy złotych.
— Skądże to wiesz wszystko? Dawno ją znasz?
— Od wczoraj dopiero. Poznałem ją przypadkiem: pytały mnie o drogę, dokąd?... nie uważałem, na honor, ale powie-