Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 129.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

działem, że czas jest bardzo piękny, i spytałem, czy nie zechcą iść ze mną na spacer. Staruszka gadatliwa wielce; natychmiast dowiedziałem się, kto są i po co przyjechały. Pytała się, czy nie znam hrabiego? odrzekłem, że bywam tam codziennie i że wpłynę na starego, by jej wrócił, co winien. Powiedziałem także, że jestem doktorem medycyny, teologii i wielu innych nauk i sztuk; że mam ogromną praktykę w Kijowie. Wtedy matka zaczęła mi do ucha opowiadać dolegliwości swoje i córki. Powiedziałem, że będę u nich i zbadam rzecz na gruncie.
— Naturalnie. Cóż córka na to?
— Wywiesiła na obliczu czerwoną flagę... ale matka zgromiła ją za to, wezwała Wszystkich Świętych i zapewniła mi ich ogólne poparcie w chwili straszliwego sądu. Widzisz, com wygrał!
— Naiwny jesteś...
— Będę dziś u nich.
— U Świętych Pańskich?
— Nie, u moich nowych znajomych. Poradzę im, żeby obie zamąż poszły.
— Młodsza za ciebie?