Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 135.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

leźć w niej siłę. Ufaj mi Heleno, kochaj mnie!
— Nie rozumiem ciebie, mój Józefie?
Szwarc, ująwszy rękę Heleny, mówił łagodnie:
— A jednak powinnaś mnie rozumieć. Pochlebiam sobie, że nie ustąpię Potkańskiemu w miłości dla ciebie, ni w pracy o twoje szczęście. Ale jest między nami różnica. On, syn magnata, mógł odrazu podać ci rękę, otoczyć cię dostatkiem; jam syn rzemieślnika, ja długo muszę jeszcze pracować na twoje i własne szczęście. Nie opuszczę ciebie teraz, ale nie chcę, żebyś jako żona moja zetknęła się z zimną rzeczywistością ubóstwa, od którego cię tamten odzwyczaił. Do tego jednak potrzeba mi miłości twej i zaufania. Mów, Heleno...
Helena nic nie odrzekła, ale zbliżyła się do Józefa i, położywszy mu głowę na piersiach, podniosła nań oczy pełne dziecinnej ufności.
— Oto moja odpowiedź, Helenko moja dobra — rzekł Szwarc i długim pocałunkiem połączył jej usta ze swojemi.