Robota paliła się, jak to mówią, w rękach Augustynowicza; nikt nie umiał tak szybko pracować, jak on.
Z wesołym uśmiechem na twarzy pracował istotnie z zapałem, często przerywając sobie piosenką, dyalogiem z pierwszem lepszem naczyniem, lub pobożną uwagą nad znikomością świata tego.
Czasem ciskał na chwilę robotę i, wzniósłszy oczy i ręce do góry, deklamował wielce tragicznym tonem:
Ach, Eurydyko! przy twej piękności
Przeszedłem szczeble mej pomyślności,
I wyrok Delfów był niewątpliwy,
Żem ja na ziemi jeden szczęśliwy.
Czasem znów w setnych trelach i spadkach śpiewał:
O piano! piano! — Zitto! pia-ha-ha-no!
Lub podobne utwory własnego na prędce pomysłu:
A gdybyś fajkę, młodzieńcze, nałożył
I palcem przybił, a potem zapalił?
— Na Mahometa! — mówił do siebie — gdyby to Szwarc przyszedł, prędzejby ta