Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 195.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— To pan? — rzekła z rumieńcem.
Augustynowicz porwał jej ręce i ucałował po wiele razy.
— Ach, panie Adamie, nie można, nie można! — nalegała spłoniona dziewczyna.
— Można, można! — odpowiedział tonem głębokiego przekonania.
— Ale, ale — rzekł, zdejmując paletot i zapinając rękawiczki; ubrany był nadzwyczaj wytwornie. — Był tu jaki młody człowiek dziś po południu?
— Był, przyjdzie wieczorem.
— Tem lepiej.
Weszli z Malinką do salonu. Salon wyglądał jakoś uroczyście, jakby na przyjęcie znakomitego gościa. Na stole paliła się dwuramienna lampa, fortepian był odkryty.
— Dlaczego pan Józef z panem nie przyszedł?
— Toż samo pytanie spotka mnie od hrabianki Luli... myślę, że jeszcze spotka; w każdym razie, pozwól pani odłożyć odpowiedź aż do jej zapytania.