Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 233.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

szy słychać było wyraźnie jej przyśpieszony oddech i bicie serca. Szwarc, Pełski, Malinka, Augustynowicz, kręcili się przed nią w niepojętym zamęcie, a z tych rozkruchów myśli, jak z grobu, podnosiła się wyżej i wyżej, blada, z przymkniętemi oczyma, prawie martwa głową Szwarca. „On chory, chory!” — powtarzała półgłosem. „I umrze, i nie przyjdzie już tutaj!” Biedna Lula jeszcze inaczej niż Malinka tłumaczyła sobie powody nieobecności Szwarca. Sądziła, że poświęcił się dla niej, że, nie chcąc stawać między nią a Pełskim, zrzekł się jej, i dlatego tak cierpi i choruje. A jednak kto mu powiedział, że z Pełskim będę szczęśliwszą?” — szeptała zcicha. „Nie ufał mi... Boże mój! Boże! a czy mógł ufać?” Pamięć stawiła przed nią, jak wyrzut, owe chwile błyszczących spojrzeń, wabnych i aksamitnych słówek dla Pełskiego; wspomniała i ów rumieniec wstydu, jakim spłonęła, gdy Pełski dowiedział się, że Szwarc jest synem kowala. I teraz twarz płonącą ukryła w dłonie, ale był już inny wstyd. Zdawało jej się w tej