Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 245.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiadomość ta, niby piorun, uderzyła w obie panienki. Przez chwilę było głuche milczenie.
Nagle otworzyły się drzwi od przyległego pokoju, Lula weszła do salonu.
Na twarzy jej grał rumieniec obrażonej godności niewieściej, w oczach świeciła duma.
Zdawało jej się, że podeptano wszystko, co miała świętego w piersiach.
— Malinko! — zawołała — nie pytaj więcej, zaklinam cię, dość, dość! Ten pan już spełnił poselstwo, dlaczegóż się poniżać odpowiedzią?
I wziąwszy Malinkę za rękę, prawie przemocą wyprowadziła ją z pokoju.
Augustynowicz popatrzał chwilę za niemi, wreszcie kiwnął parę razy głową i rzekł:
— Na Proroka! rozumiem ją. Ona ma racyę, ale i Szwarc także. Hej, trzeba łatać, póki się wszystko nie pozrywa.
Za chwilę biegł do Pełskiego. Opowiedział mu rzecz całą.
— Jakiś fatalizm — kończył Augusty-