Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 257.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

korytarzach słychać już było kroki służby szpitalnej. W godzinę potem wszedł doktór.
— Cóż chory? — spytał.
— Źle — odrzekł krótko Augustynowicz.
Doktór wysunął z powagą dolną wargę, namarszczył się i wziął za puls chorego.
— Co pan myślisz? — spytał Augustynowicz.
— A cóż? nic nie myślę — źle, bardzo źle!
Po twarzy Augustynowicza przeleciał odcień ironii.
— Za to ja coś myślę profesorze, a myślę, że medycyna to bardzo głupie dziecko, co sądzi, że jak się weźmie rękami za pięty, to się podniesie do góry, nieprawda?
Doktór kiwnął parę razy głową, zapisał jakieś chłodzące lekarstwo i poszedł. Augustynowicz, spojrzawszy na receptę, znów z kolei pokiwał głową, wzruszył ramionami i siadł przy łóżku.
Tymczasem pod wieczór choremu pogorszyło się jeszcze, koło połnocy był pra-