Nagle sześć miljonów Kongresowiczów w ogólności, a cztery tysięcy warszawiaków w szczególności, drgnęło radosnem wzruszeniem.
— Macieju, — krzyknął, wybiegłszy na ganek, posiadacz większej własności — zaprzęgaj co tchu do wolanta — a prędko, mazgaju, bodaj cię w drożdże wrzucili — na kolej się spóźnię!
— Panienki, — wołała posiadaczka większych córek — ubierać się, jedziemy do Warszawy! Miciu, weź cytrynową suknię, a Cesia niech nie zapomni swojej nowej łopatki. Nie nudźcie, fryzjer was uczesze — a prędko! O, mój Boże! co ja mam z wami!
— Proszę pana prezesa — mówi drżący z niecierpliwości posiadacz pięćsetrublowej pensji (nie licząc akcydensów) — o urlop na trzy dni do Warszawy; bratowa moja już pewnie na Powązkach...
— Ci pani nie ma co do Warsiawy? — pyta dziedziczki pachciarz — na noc wyjeżdżam.
— Panowie, — rzekł jeden śród poważnie nastrojonego warszawskich literatów grona — pano-