Weszli. Polski Lemoine stał przy wysokiem biureczku i pisał. Ubrany był w surdut z Timesa, w spodnie z Journal des Débats, w kamizelkę z Schlesische Zeitung, a na szyi miał krawat z Politische Korrespondenz. Po zwykłej ceremonji Tissot zapytał:
— Co pan sądzisz o zamiarach Turcji?
— Uważasz pan — bzz! — odrzekł polityk.
— A o sprawie greckiej?
— Bzz!
— A o albańskiej?
— Bzz!
— A o Bismarku?
— Ba!
Na tem skończyło się interview.
— Jestem już zmęczony, — westchnął Tissot do swego towarzysza — zaprowadź mnie pan na jaki neutralny grunt i zaproś resztę redaktorów, żebym ich mógł poznać hurtem. Przedewszystkiem zaś pragnąłbym obejrzeć przedstawicieli większej własności ziemskiej, bo poto tu głównie przyjechałem.
Za taki neutralny grunt posłużyła pewna agencja ogłoszeń, której właścicielom kazano dla przyzwoitości się wynieść. Z „małemi wyjątkami“ zebrali się redaktorzy różnych tygodników, dwutygodników i miesięczników. Słowo powierzono autorowi artykułu o Wybrykach młodzieży. Ten tak przemówił:
— Czcigodny gościu! Gdy przed Wielkanocą ksiądz objeżdża wsie, święci tylko we dworach, chłopi zaś znoszą swe święcone do jednej chałupy,
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.