Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

wali nad Sacramento szukać szczęścia, nie pracy. Ideałem ich było znaleźć wypadkiem pepitę, ważącą z jakie kilkadziesiąt funtów i odrazu dojść do miljonów.
Owoż takie wypadki zdarzają się rzadko, a wobec pracy ciągłej i stałej, która jedynie się opłaca, większość tych ludzi opuszczała ręce.
Namnożyło się tedy urwisów bez zajęcia i chleba. Gdybyż tylko tyle! Wyżywić się w Kalifornji łatwo: ale ludzie ci płonęli jeszcze żądzą, by próżnując, dojść do bajecznych bogactw.
Jakimże sposobem mogli do nich dojść? Oto złupiwszy tych, którzy pracą i krwawym trudem dobywali je z ziemi.
Takich była większość. Stąd groza położenia, zajścia, spory o klemy, bijatyki, zbrodnie. Próżniacy włóczyli się z kąta w kąt, Hotel Dżentelmanów, Hotel Szarego Niedźwiedzia — pełne ich były dzień i noc. Pili nie wiedzieć za co, bez odpoczynku. Żyli złodziejskim przemysłem; oddawali się grze goręcej od Meksykanów, którym z „łąki“ kradli bydło i konie.
Ten ostatni przemysł miał jednak swe ciemne strony. Gdy kto z awanturników, puściwszy się na „łąkę“, usłyszał świst lassa, świst ów był ostatnim głosem, jaki odbił się o ucho jego na ziemi.
Z lewego brzegu, z okien domów, stojących nad rzeką, widywano bydło, jak, zatrzymując się między kępami „łąki“, ryczało żałośnie, wietrząc i kopiąc ziemię racicami. O zakład leżał tam trup.