Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

Przytem w Sacramento nikt nie wiedział, kto są regulatorowie, przez jakie ręce uderzy groźna tajemnica sprawiedliwości, która teraz zawisła nad zbrodnią. Tajemniczość zwiększała przestrach.
Trzy dni przeszły spokojnie. Czwartego zdarzył się pożar. Nikt nie wiedział, czy z podpalenia, czy z wypadku; nikt również nie dochodził. To ośmieliło opryszków.
Przytem porachowali się: byli liczniejsi. Czegóż mieli się obawiać? Zwolna wrócili do pijaństwa: uszło bezkarnie. To dodało im jeszcze odwagi i w tydzień po rozlepieniu kartek znowu wystrzały rewolwerowe zagrzmiały na ulicy Górników.
Ale następnego ranka wiatr, wiejący z „łąki“, chwiał ciałami pięciu opryszków, powieszonych na dębie nad rzeką.
Dziwna rzecz. Widok ten nie przeraził już opryszków. Tajemnica sprawiedliwości straszniejszą się wydaje gdy grozi, niż gdy karze. W mieście wszczął się straszliwy rozruch. Wieczorem uzbrojone tłumy, przy okrzykach, „mordują nas“, ciągnęły z wściekłością pod dąb, by go ściąć lub spalić. Partja porządku, z nieznanym Komitetem Bezpieczeństwa na czele, chwyciła również za karabiny. Posłano natychmiast do tartaków i pobliskich lasów po drwali. Artel stanął jak jeden człowiek i w dwie godziny później widziano posępny, milczący szereg brodatych ludzi leśnych, spuszczających się spokojnym, prawie żołnierskim krokiem z pobliskiego wzgórza do miasta. Jeszcze w godzinę później podpalono