Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

dlarze, pootwierali szeroko usta. Takiego zjawiska nie widziano od czasu, jak stanęło Sacramento. Kobieta była młoda, dystyngowana i w ruchach szlachetna. Jakiś galant krzyknął: „kapelusze precz!“ i głowy poodkrywały się natychmiast. Ktoś pijany, nie wiedzący o świecie bożym, ryknął niespodzianie: Yankee Doodlee — i natychmiast potłumiono jego głos. Zrobiła się cisza, jakby jakaś zaziemska istota przebiegała ulice miasta.
Piękna, wysmukła panna, której jasne, spadające na plecy włosy poruszał łagodny wiatr wieczorny, spoglądała na wszystkie strony jasnemi, błękitnemi oczyma z całą pewnością siebie, ze spokojem, a nawet z pewną dumą. Na delikatnej jej twarzy nie widać było śladów najmniejszego zakłopotania; przeciwnie, na pierwszy rzut oka z twarzy tej można było poznać istotę śmiałą, przywykłą do rozkazywania i do tego, by spełniano natychmiast wszelkie zachcianki, choćby kaprysy jej woli.
Za panną ciągnęły wozy, kryte pitsburskiem pasiastem płótnem, zaprzężony każdy w cztery pary mułów, a powożone przez białych lub metysów. Przy pierwszym wozie jechał konno niemłody, średniego wzrostu mężczyzna, zdaje się przywódca wyprawy; co chwila zwracał się z niewypowiedzianą troskliwością ku wozowi, w którym przez odkryte płótna widać było siedzącą dziewczynkę o ciemnych włosach i twarzy bladej, pięknej, anielskiej prawie, smutnej. Otwarte szeroko jej oczy nie odbijały