ziemskiem, promiennem zjawiskiem. Zdawało im się, że dla miasta i dla nich samych zaczęłoby się nowe życie, gdyby owe promienie stale nad niem zaświeciły.
Jakoż samo ukazanie się kobiety odrazu złagodziło zwykły brutalny obyczaj. Rozprawiano gwarnie, ale spokojnie. Bowieknifes zostały w pochwach, a rewolwery w kieszeniach. Nie grano także w karty, a pito tylko cock-tail, t. j. trzęsionkę, zamiast zwyczajnych, ogromnych porcyj whisky.
Tymczasem zachwycano się nowo przybyłemi — na koszt owej praczki, która uciekła na statku wielorybim.
— By God! — mówił John Rows, młody drwal z lasów dębowych — zawsze mówiłem, że tamta była humbug.
— A jednak oświadczyłeś się jej — odparł miljoner Marja.
— Bo wszyscy to robili. Zresztą byłbym ją wziął do lasu. Ale co to za porównanie! Teraz, gdym zobaczył tą lady z jasnemi włosami, to zaraz tak mi się coś zrobiło w piersiach, jakbym się napił gorącego grogu. To nie żaden humbug!...
— Well! Well! — odpowiedzieli inni.
— Dżentelmanowie! — mówił Rows — niech mnie powieszą, jeśli nie zgodzę się do niej na woźnicę, choćbym miał darmo poganiać muły do śmierci.
— Uspokój się, Rows! — zauważył stary górnik.
— Chcę być potępionym, jeśli się uspokoję.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/047
Ta strona została uwierzytelniona.