Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

Suttera i wrzeszczę, a grizzly (bo to on był! potępienie na jego głowę!) goni za mną i ryczy. Wtem poczynają krzyczeć i od wozów, a wreszcie otwierają się drzwi i staje w nich nasza panna, a za nią Sutter ze światłem; tak ja jej prosto do nóg i krzyczę help! a niedźwiedź mnie łap znowu.
Well! well!...
— Dobrze wam mówić: well, ale ja myślałem, że moja ostatnia godzina się zbliża. Wtem nasza panna mówi: Baby! let him alone! Słyszeliście? ona niedźwiedzia nazywa: baby! A mówiła to głosem tak słodkim, jakby kto do rumu miodu namieszał; potępione to bydlę zaś zaraz przewróciło się jej do nóg i poczęło mruczeć. Pomór na jego głowę i przekleństwo na obie jego przednie łapy!...
— Uspokój się, Rows — rzekł z flegmą stary górnik.
Well, — mówił Rows — nasza panna pyta mnie wtedy, kto jestem i czego potrzebuję. Ale, gdym na nią spojrzał, by God! takich oczów, jak żyję, nie widziałem i stawiam zaraz sto dolarów przeciw dziesięciu, że nikt nie widział, ani w New-Yorku, ani w Filadelfji. Chcę się zapaść, jeśli na całym Wschodzie jest jedna taka kobieta. Trzymam dwieście dolarów, trzymam trzysta...
— Uspokój się, Rows!...
— Gdy tak do mnie ozwała się głosem, słodszym od śpiewu maukawisa, tak mnie coś zaczęło ściskać w dołku, jakbym trzy dni nie jadł. Mówię tedy: beg your pardon..., ale więcej nie mogłem.